Najnowsze komentarze
dawid etc do: Pierwszy trip
Dołączam się do apelu EasyXJRidera...
Cześć. Jeżeli można, kilka rad/spo...
LondonRider() do: Droga do motocyklizmu
heh :)) - a moja druga połówka wła...
Ja zastosowałem następującą taktyk...
dawid etc do: Droga do motocyklizmu
@ przypadkowy_motocyklista zakupy ...
Więcej komentarzy
Ulubieni blogerzy
Moje miejsca
<brak wpisów>
Moje linki
<brak wpisów>

14.09.2012 13:58

Pierwszy trip

"yamaszka to dla mnie potwór"

Się złożyło jakiś czas temu, że kolega pożyczyły mi swój motór. Jako, że swojego nadal nie mam cieszyłem się na tę okazję jak wariat do lustra. Na kilka dni przed przejażdżką byłem już w stanie wysokiego uniesienia. Ostatni raz na sprzęciku miałem jeździć okazję znaczny czas temu, zastanawiałem się więc czy sobie dam radę. W sumie egzamin miałem na „250” trochę śmigałem na simsonie więc trip na „Dywersji 600” kumpla wywoływał lekkie zaniepokojenie. W porównaniu do tamtych maszyn yamaszka to dla mnie potwór i tak dalej. Proszę się nie śmiać wiem co piszę. Dla tych którzy nie wiedzą przypominam, że mój skill na motocyklu w skali 0 do 10 wynosi 0,5 uwierzcie więc, że byłem lekko rozdygotany.

Najpierw nastąpiły przygotowania. Nie posiadam jakiegokolwiek własnego sprzętu, który  nadawał by się śmiganie motorem pomęczyłem więc kilku znajomych i użyczyli mi pasują na mnie kurtkę oraz rękawice. Kask na użyczenie dostałem razem z bikiem. Był lekko za duży jak się okazało w trakcie jazdy i kiedy ja obracałem głowę on zostawał w miejscu. Kiedy jechałem 80 km/h kask próbował sam ewakuować się z mojej głowy. To tak na początek aby mi za łatwo nie było.

Pierwsza konkluzja jest taka, że muszę znaleźć lepszy garnek do pożyczenia lub kupić własny nawet jeśli nie mam motocykla. W innym wypadku jazda na moto nie będzie bezpieczna dla mnie i dla otoczenia.

Odnośnie samego motóra, można się zastanawiać jak to się stało, że ktoś zechciał pożyczyć swój jednoślad. Otóż, nie jest to pachnący i świecący nowością model, a dziadek liczący sobie 20 wiosen. Niemniej jednak jest przez właściciela zadbany, wszystko wymieniane na czas itp. itd., więc generalnie sprzęt bezpieczny. Wiek był też zaletą z tego punktu widzenia, że jak bym go „przytarł” to koszty były bardzo łatwe do przełknięcia.

Dobra. Banan na twarz i jedziemy. Pierwsze kółka na parkingu to próba wyczucia maszyny, biegi, manetka, hamulce. Kulam się w tę i z powrotem, mija godzina. Kuźwa mówię, naprawdę nic nie umiem. Nerwowe obchodzenie się z gazem, odruchowe sięganie do hamulca przy jechaniu nieco szybciej w zakręcie. Mimo wszystko każdy jakoś zaczynał to i ja jakoś to przebrnę.

Podejmuję decyzję, wyjeżdżam na miasto. Najpierw nieśmiała zawrotka na pierwszym rondzie i powrót na parking. Kumpel mówi jedź, masz cały dzień. No i pojechałem. Pokręciłem się po mieście tam i z powrotem. Jak już tu jestem mówię, to sobie może jakąś krótką traskę zrobię. Ale sam? No niebardzo. Łapię za fona i za pięć minut jadę koło kumpla na suzi. Szybka konsultacja, trasa zaplanowana i heja w drogę. Wróciliśmu po jakiś 3 godzinach. Było bosko. Kumpel chyba się lekko ze mną nudził, wytrwał jednak z moim tempem do końca i nie narzekał. Czasem mnie zachęcał abym odkręcił mocniej ale przy 100-wce mój kask tak niepokojąc wibrował że nie miałem odwagi popędzać rumaka na którym siedziałem.

Zwróciłem kumplowi sprzęta w stanie nienaruszonym. Mój stan fizyczny także był nienaruszony, psychiczny zaś poruszony wstrząśnięty i zadowolony. W trasie nikt na mnie nie trąbił, nie wyzywał tak więc zawalidrogą nie byłem. Kumpel po jeździe udzielił kilku rad do których na następnym wypadzie się zastosuję, przynajmniej spróbuję. Ilość kucy w „dywersji” dla mnie w zupełności wystarczająca. Ładne widoki w trasie, dużo zakrętów, piękna pogoda. Czego chcieć więcej? Na pewno umiejętności oraz oczywiście własnego moto.

Własne moto - ci co czytali wcześniejsze wpisy wiedzą, że u mnie to jest problem. Zaskoczenie jest takie, że ta sytuacja się delikatnie zmieniła. Detale przytoczę w następnym wpisie.

 

 

Pozdrowienia dla  wszystkich walczących o swoje moto J

Komentarze : 2
2012-09-14 23:06:28 dawid etc

Dołączam się do apelu EasyXJRidera: kup kask. Jest kilka zalet tego posunięcia: po pierwsze radość z pierwszego własnego kasku. Niemal równa radości z własnego moto, a koszt mniejszy (wybór kasku pod względem rodzaju i malowania jest zdeterminowany Twoimi preferencjami motocyklowymi). Po drugie: czytelny sygnał. Oswojenie z sytuacją. "A wiesz, różnie bywa, na tylnej części kanapy może się przydać, bo kumpel wypad zaproponował mały". Po trzecie Twój pot wylewa się w dziewiczą wyściółkę i tylko Twój. Nawet jeśli stosujesz kominiarkę. A potem sentyment zostaje. Ja na początek wybrałem tak sobie, ale dziś z dużą radością zakładam mój pierwszy kask, bo w pewnych okolicznościach po wymianie szybki jest OK. A jeśli sytuacja się delikatnie zmieniła na plus, to punkt drugi ma tym większe znaczenie. Pozdrawiam, ciesząc się razem z Tobą tym dniem w siodle.

2012-09-14 19:46:14 EasyXJRider

Cześć. Jeżeli można, kilka rad/spostrzeżeń:
- Stara dywersja 600 to rewelacyjne moto, również jako pierwsza maszyna. Jeżeli Twój kumpel będzie chciał to sprzedać, bierz w ciemno.
- Kask kup własny - nawet, jeżeli masz jeździć okazyjnie na pożyczonych sprzętach. Może to tylko moja fobia, ale ja garnków nie pożyczam od innych ani innym.
- Życzę powodzenia i dużo cierpliwości. Przysłowiowa "siła spokoju" wydłuża życie.
LwG

  • Dodaj komentarz